czwartek, 28 maja 2009

Houston, we have a problem!... And we need a solution!

Dylemat każdego komiksiarza w Polsce: jak przeczytać te wszystkie komiksy na których nam zależy, przy obecnych cenach, ograniczonym budżecie domowym i braku dostępu do tegoż typu literatury w bibliotekach? Ilekroć czytam o pracach znanych artystów w internecie lub też przeglądam listę komiksowych nowości, mnie również narzuca się owo pytanie. Uświadamiam sobie wówczas jak wiele wartościowych pozycji wciąż czeka na odkrycie. O większości z nich jedynie słyszałem lub czytałem w branżowej literaturze, drugie tyle wciąż pozostaje mi nieznane.

Nie chodzi o to, że chcę przeczytać wszystko, co na komiksowym rynku pojawiło się przez ostatnie sto lat. Nie mam zamiaru tracić czasu na lekturę czegoś, tylko dlatego, że jest to połączenie słowa i obrazu. Lektura musi być, jakkolwiek kolokwialnie to zabrzmi, „dobra”. Komiks (podobnie zresztą, jak książka, od której oczekuję dokładnie tego samego) może być inspirujący, podniecający, zapadający w pamięć, pobudzający wyobraźnię, wartościowy, mądry, interesujący, zabawny, ciekawy graficznie lub literacko, może dostarczać dreszczyku emocji, pobudzać do myślenia, uczyć, albo po prostu zapewniać porządną rozrywkę. Wszystko mi jedno. Nie mam jednakże zamiaru tracić czasu na czytanie pierdoł. Nużyzny, dłużyzny, podlizywanie się Bardzo Znanym Instytucjom i historie o niczym, odpadają.

Z owego faktu nie zdają sobie czasami sprawy osoby, które wiedzą o moim hobby, lecz same nie interesują się komiksem. Zdarza się, że pragną obdarować mnie komiksem dołączonym do gazety czy wydanym na specjalną okazję. Uważają, że skoro interesuję się tą formą przekazu artystycznego, to z wielką przyjemnością przeczytam biograficzną historię Orła z Wisły, albo najnowszy numer Kaczora Donalda. Otóż nie. Nie mam zamiaru tracić czasu na coś, co zupełnie mnie nie interesuje. (Ciekawe, że wybierając lektury lub muzykę, osoby te nie kierują się podobnym tokiem myślenia, lecz dokonują selekcji tego, co wartościowe).

No dobra. Jeśli z tysięcy ton komiksowej makulatury wydawanej na całym świecie wygrzebiemy kilka wartościowych dekagramów, to sami widzicie, że i tak zostaje całkiem spora kupka do przebrania. Cóż więc robić? Jak zaspokoić czytelniczy głód?

Może wydawać na hobby więcej pieniędzy? Może tak, jak daleki znajomy (dodam, że wcale nie samotny i wcale już nie młody) wziąć wypłatę z konta, udać się do najbliższego sklepu komiksowego i lekką ręką wydać 900 złotych. A co tam, raz się żyje. Przecież braki w ulubionych seriach komiksowych muszą w końcu zostać uzupełnione. Tak, już to widzę...

Cześć kochanie, byłem na zakupach. O, co kupiłeś? Eee... kilka drobiazgów… pięć kilogramów komiksów. Przecena? Nie, w zwykłej cenie. Ale za to same rarytasy. To wspaniale!, może urządzimy sobie wieczorem literacką ucztę?

Odpada. Takie zachowanie nie wpłynie pozytywnie na moje życie rodzinne. Może jednak zostanę przy 60-100 złotych wydawanych na przyjemności każdego miesiąca, to dla mnie i tak spora kwota.

Może pożyczać od znajomych? Wymieniać się? Akurat, żeby mi ktoś poplamił, pozaginał strony, albo, co gorsza, nie oddał. Nigdy. Nie przejdzie. Zresztą większość fanów, myśli w podobny sposób. Czy się mylę?

Jest przecież internet powiecie, wszystko można ściągnąć. Niby tak… ale właśnie, nie wkurza was, że możecie mieć wszystko? To tak, jak z pornografią. Co z tego, że wirtualnie można posiąść każdą kobietę, to jedynie piksele. Wystarczy, że empetrójki odebrały mi przyjemność z kolekcjonowania muzyki. Nie chciałbym żeby ktokolwiek odebrał mi przyjemność obcowania z prawdziwą lekturą, którą mogę dotknąć i poczuć. Nie powiem, żebym czasami nie korzystał z dobrodziejstw Internetu – mówię oczywiście o komiksach – żaden tam ze mnie papierowy ortodoks, też czasami coś spiracę, ale przyznacie, że to jednak nie to samo. To substytut.

Gdyby chociaż w naszym kraju istniało więcej instytucji (nie mówię bynajmniej o salonach empiku), w których czytelnik mógłby wypożyczyć najciekawsze komiksy, na które go nie stać. Dlaczego w innych krajach (zerknij tu: Hist(e)rie biblioteczne)w bibliotekach bez problemu można uzupełnić braki w komiksowej edukacji, a u nas Pani bibliotekarka (autentyk) daje do zrozumienia oprowadzanym po bibliotece studentom, że „jak dla niej to komiks nie powinien w żadnym wypadku zajmować bibliotecznych półek, ponieważ jest głupi i szkoda na niego czasu”.

Skoro w bibliotece mogę wypożyczyć Harlequiny, to dla czego nie ma tam miejsca na komiks o zagładzie Żydów? Rozumie to ktoś?

Zresztą w tym przypadku to głębszy problem, u którego podłoża leży brak zainteresowania kulturą w ogóle, a w szczególności czytaniem. No bo skoro żyjemy w społeczeństwie, którego obywatele czytają jedną czy półtorej książki na rok, to nie oczekujmy, że ledwo wiążące koniec z końcem biblioteki nagle zakupią do księgozbioru setki najciekawszych komiksów. Ludzi trzeba po prostu czytaniem zainteresować, bo tu głównie leży problem. Ale to temat na innego posta.

PS.

Bardzo mnie cieszy, że czytelnicy próbują na własną rękę popularyzować komiks i stworzyć warunki, w których dostęp do wartościowych pozycji będzie dużo łatwiejszy. Jedną z takich inicjatyw jest Powszechna Baza Recenzji, która z pewnością pozwoli fanom sensowniej wydawać ich pieniądze.

(O projekcie możecie przeczytać na Polterze: PBR )

Ja podpisuję się pod tym pomysłem obiema rękami i zaraz wysyłam swojego pierwszego linka. Was też do tego zachęcam, może akurat wasza recenzja pozwoli uniknąć mi rozczarowania następną lekturą.

środa, 20 maja 2009

Koszmar ulotkowicza

Dziś scenariusz trochę z innej beczki.

W miarę świeża rzecz. Tekst popełniony na Ogólnopolski Turniej Małych Form Satyrycznych w Bogatyni: www.turniej.com.pl/

Dowiedziałem się o konkursie na dwa dni przed końcem zgłaszania prac. Przekroczyłem długość tekstu, o jakieś siedem stron, więc nie spodziewałem się zwycięstwa. Ale, co tam, tekścik powstał.

Zauważyłem, że kiedy planuje sobie pisanie, to nijak nie mogę skończyć tekstu. A kiedy zdarza się opcja pisania dla kogoś, na konkurs lub w określonym celu, to moja motywacja rośnie. Szybko powstaje coś całkiem znośnego. Podobnie było z tym tekstem.

Rzecz pomyślana, jako skecz dźwiękowy.

"Koszmar ulotkowicza"

Rozmowa dzieje się między chłopakiem, stojącym przy domofonie, a mieszkańcami bloku.

CHŁOPAK

(Lekko zziajany)

Dobra jeszcze "13" i fajrant.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU.PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

KOBIETA

Słucham.

CHŁOPAK

Reklamy.

KOBIETA

Czy WY zawsze musicie dzwonić akurat do mnie! WYNOCHA, bo psem poszczuję!

DŹWIĘK: W TLE SZCZEKA PIES.

CHŁOPAK

Przepraszam, przepraszam...

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Cholerny parter. Spróbujemy z pierwszym piętrem.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU. PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

DZIEWCZYNKA

Słucham?

CHŁOPAK

Proszę otworzyć, ulotki.

DZIEWCZYNKA

Mama powiedziała, że mam nikomu nie otwierać.

CHŁOPAK

Ale, ja tylko z ulotkami.

DZIEWCZYNKA

Mama powiedziała, że mam nikomu nie otwierać.

CHŁOPAK

Dobrze, ja tylko rozniosę ulotki i już mnie nie ma. Otwórz mi dziewczynko.

DZIEWCZYNKA

No właśnie, mama mówiła, że wy faceci tak macie, wpadacie i wypadacie, tyle z was mamy. My, kobiety.

CHŁOPAK

Otwórz drzwi, proszę. Mam tu na ulotce dużo ciekawych słodyczy, na pewno cię zainteresują.

DZIEWCZYNKA

Mama mówiła, że będzie mi Pan chciał dać lizaka. Ee ee, nie ma mowy. Ja wiem kim Pan jest.

CHŁOPAK

Ulotkarzem. Proszę otworzyć.

DZIEWCZYNKA

Nie. Pan jest petrofilem. Mama mówiła, że Pan będzie nalegający, że wy faceci to jak coś chcecie to na kolanach prosicie, ale jak trzeba śrubkę przykręcić albo dziurę wywiercić to palcem nie kiwniecie.

CHŁOPAK

Słucham?

DZIEWCZYNKA

Muszę kończyć. Mama zabroniła mi rozmawiać z obcymi, co nalegają i rozdają lizaki. A tym bardziej z facetami, im tylko jedno w głowie. Ale jakbyś chciał do mnie na gg napisać, to mój numer to: 34 56 789. Cześć. Aha, tak przy okazji, jestem Marta.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

No ładnie, nie ma jak internetowa znajomość.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU. PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

WESOŁEK

Kto tam?

CHŁOPAK

Dzień dobry, ulotki. Proszę otworzyć.

WESOŁEK

He he he, czego to nie wymyślą. Te ulotki to coraz sprytniejsze, same dzwonią po blokach i się reklamują.

CHŁOPAK

Słucham?

WESOŁEK

No, rozmawiam z ulotkami przecież.

CHŁOPAK

Aa, nie, ja roznoszę ulotki. Proszę otworzyć.

WESOŁEK

Roznosić to można zarazki.

CHŁOPAK

Ale się Pan czepia. Chciałbym reklamy podrzucić.

WESOŁEK

Podrzucić to można kukułcze jajo. A ja go nie chcę w moim gnieździe. Odlatuj ptaszku.

CHŁOPAK

Czyli co, nie wpuści mnie Pan.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Wesołek...

Następny na liście. Może... tu.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU. PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

STARSZY PAN

Tak?

CHŁOPAK

Proszę otworzyć. Roznoszę reklamy.

STARSZY PAN

Nie.

CHŁOPAK

Dlaczego?

STARSZY PAN

Bo takie mam prawo. Czterdzieści lat na nie czekałem i nie będzie mnie teraz taki gówniarz moralności uczył!

CHŁOPAK

Ale, ja tylko...

STARSZY PAN

Co tylko! Co tylko! Już ja znam takich, jak ty. Przedwczoraj czerwoni, wczoraj biali, a dziś, dziś mamona twoim Bogiem. Korporacji służysz bratku, już ja znam takich.

CHŁOPAK

Jakiej korporacji? Co Pan opowiada.

STARSZY PAN

A co, może nie? A skąd niby te ulotki? Z "Chrabąszcza"?, " Oszołoma"? czy "Teszmico"? Ha?

CHŁOPAK

Z "Litra".

STARSZY PAN

No właśnie bratku, właśnie. Wyzysk to twoje drugie imię. Za nic masz ojczyznę. Nie otworzę.

CHŁOPAK

(Cierpliwie)

Szanuje Pana poglądy, ale muszę zostawić ulotki w tej klatce. To ostatni blok. Zawsze go sprawdzają. Jak tu nie rozniosę, to mogę zapomnieć o wypłacie. Taką mam pracę...

STARSZY PAN

No właśnie, trza było na NICH głosować? Trza było? A potem pracy nie ma. ONI złote góry obiecują, a WY wierzycie.

CHŁOPAK

Na kogo głosować, co Pan opowiada? Ja nawet do wyborów nie chodzę.

STARSZY PAN

A! No właśnie. Do wyborów to NIE, ale narzekać na brak pracy to TAK! Sam żeś Pan sobie winien. Teraz se radź.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Społecznik się znalazł...

Dobra, lecimy z drugim piętrem.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU. PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

DŻWIĘK: W TLE GRA MUZYKA, ODGŁOSY IMPREZY.

IMPREZOWICZ

(Zawiany, bełkocze)

Hik... Pizzzza???

CHŁOPAK

Dzień dobry, ja z ulotkami, proszę otworzyć.

IMPREZOWICZ

Tso? Aa.. hik, aha. Ale ja dzwoniłem po pizzę? Nie do papierniczego. Jaki to numer?

CHŁOPAK

(Zaskoczony)

To ja dzwoniłem.

IMPREZOWICZ

Co za obsługa! Czczczczłowiek dzwoni po pizzzę i na niego krzyczą. Proszę z, hik... z kierownikiem!

CHŁOPAK

Panu się coś pomyliło. To ja dzwoniłem do Pana.

IMPREZOWICZ

Co Pan opowiadasz. Co to, piwa we własnym domu nie można się napić, szluga zapalić?! Dlaczego nie chcesz mnie Pan obsłużyć? Czzzccy ja niewyraźnie mówię, czy jak, hik..

CHŁOPAK

(Łapie okazję)

Proszę otworzyć, mam Pańską pizzę.

IMPREZOWICZ

Jak Pan masz, ja dopiero zwonię po zamówienie. Mnie Pan nie oszukasz! Pisz Pan! Ma być tak...

IMPREZOWICZ 2

(W tle. Również zawiany)

Rysiek, tylko nie bierz z tymi małymi śledzikami, wiesz te słone... nie cierpię ryby na ciepło.

IMPREZOWICZ

Dobra, dobra. Pisz Pan...

IMPREZOWICZ 3

(W tle. Również zawiany)

Chłopaki, czemu wy gadacie z domofonem? Telefon leży tutaj.

DŻWIĘK: ŚMIECH DOBIEGAJĄCY Z WNĘTRZA MIESZKANIA.

IMPREZOWICZ 3

(W tle)

Hahaha, dziewczyny patrzcie, jak ich wzięło, rozmawiają z domofonem. Hhahahhhhhha

IMPREZOWICZ

Hik... aha, dobra, przepraszam, pomyłka, ja chciałem z pizzą.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Imprezka, o tej porze? O kurcze, już ta godzina. Fortelem trzeba.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU.

PISKLIWA KOBIETA

Słucham?

CHŁOPAK

(Moduluje głos)

Ze spółdzielni.

PISKLIWA KOBIETA

Akurat, już dziś chodzili z licznikami. Pewnie ulotki. Takiego wała.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Tak? No to zobaczymy.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU, DŁUGO.

OBWIEŚ

Czego!?

ZACHRYPNIĘTA KOBIETA

(W tle)

Stachu, kto to?

OBWIEŚ

Kto tam?

CHŁOPAK

Eee... elektryk.

OBWIEŚ

Hela, to elektryk. Otworzyć?

ZACHRYPNIĘTA KOBIETA

(W tle)

Cholera, nie otwieraj. To pewnie komornik, pół roku rachunków nie płacę.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Cholera. Może trzecie piętro.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU. PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

EKOLOŻKA

(Uduchowiony głos)

Halo?

CHŁOPAK

Dzień dobry, dystrybucja reklam.

EKOLOŻKA

Co! Chyba Pan raczy żartować, wie Pan ile drzew potrzeba na kilogram tych WASZYCH reklam?

CHŁOPAK

No ile?

EKOLOŻKA

Eee... dużo. Wczoraj na Discovery mówili. Amazonia ginie, a Pan z uśmiechem na ustach ulotki roznosisz. Nie wstyd Panu? Każda ulotka to blizna na na matce ziemi.

CHŁOPAK

(Rozwesolony)

Chyba Pani trochę przesadza. Taką mam pracę.

EKOLOŻKA

Przesadzać to trzeba, ale drzewa, a nikt tego nie robi. Tylko wycinają i wycinają. Czy Pan wie ile dziennie gatunków zwierząt przez to ginie?

CHŁOPAK

No ile?

EKOLOŻKA

Eee... Sporo. Na Discovery mówili. Jednego gatunku małp to już tylko dwie sztuki zostały. Dwa samce...

CHŁOPAK

(Całkiem nieźle się bawi)

No to pozamiatane, małpek już nie będą miały, chociaż w dzisiejszych czasach...

EKOLOŻKA

Bardzo śmieszne. Nie dość, że Pan śmiecisz, to jeszcze homofob. Do widzenia Panu.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

DŻWIĘK: PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

EKOLOŻKA

A po ile cukier macie? Jak tańszy, to nie będę musiała na drugi koniec miasta jechać, mniej spalin w atmosferze.

CHŁOPAK

Zawsze rower pozostaje.

EKOLOŻKA

Beszczelny.

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

CHŁOPAK

Przecież musi ktoś normalny w tym bloku mieszkać.

DŻWIĘK: DZWONEK DOMOFONU.

CHŁOPTAŚ

Ssssłucham?

(Lekko ospały, zniewieściały głos)

CHŁOPAK

Dzień dobry Panu. Roznoszę reklamy, czy może Pan otworzyć?

CHŁOPTAŚ

Uuu, lubię sportowców. Te wszystkie mięśnie, napinające się przy wchodzeniu po schodach. Poezja ruchów. Zapach potu zmieszany z wodą toaletową. Siła i zdecydowanie.Mmmmmm. Podziwiam was. Trzeba być MĘŻCZYZNĄ do takiej roboty.

CHŁOPAK

Może zadzwonię do kogoś innego...

CHŁOPTAŚ

Nie, nie, zostań chłopcze, masz taki głęboki głos. Wprawia mnie w wibracje. Mów jeszcze. W co jesteś ubrany?

CHŁOPAK

Co?...

(Zmiana tonu, zwęszył szansę)

A jak powiem, to mi Pan otworzy?

CHŁOPTAŚ

Dobrze ptysiu z kremem. Otworzę.

CHŁOPAK

No dobra. Mam na sobie blu....nie,nie, mam na sobie obcisły podkoszulek...

CHŁOPTAŚ

Uuu, jaki kolor?

CHŁOPAK

Yyy... różowy, jest bardzo obcisły.

CHŁOPTAŚ

Oui, oui. Co masz na nim?

CHŁOPAK

Skórzana kurtka...

CHŁOPTAŚ

A dół?

CHŁOPAK

Skórzane spodnie, obcisłe...

DŻWIĘK: KROKI. KTOŚ ZBLIŻA SIĘ DO KLATKI.

CHŁOPTAŚ

Oh mon dieu! Twoje POŚLADKI pewnie wyglądają bosko! Jesteś umięśniony?

DŻWIĘK: KTOŚ STANĄŁ ZA CHŁOPAKIEM. SZUKA KLUCZY.

CHŁOPAK

Tak, tak. Nie jak Pudzian, ale zgrabna ze mnie bestia. Dobra, wystarczy tej zabawy, otworzy Pan?

CHŁOPTAŚ

Masz wąsik? No wiesz, taki a la Fredi?

MATKA DZIEWCZYNKI

Wchodzi Pan, czy jak? To nie miejsce na randki.

DŻWIĘK: SZCZĘK KLUCZY.

CHŁOPAK

Tak, tak, już.

CHŁOPAK

E.. tak, świeżo przycięty. Proszę otworzyć Pani chce wejść.

CHŁOPTAŚ

Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Zostaw mi na ulotce numer telefonu gołąbeczku, oddzwonię do Ciebie, teraz jestem zajęty, biorę prysznic. Wiesz, jestem tylko w ręczniku... Mieszkam pod "jedenastką"...

DŻWIĘK: PODNOSZONA SŁUCHAWKA.

DZIEWCZYNKA

(Entuzjazm, wyrzuca słowa z prędkością karabinu)

Halo, jesteś tam jeszcze? Słuchaj, ten numer, który Ci podałam, pomyliłam się, powinno być...

MATKA DZIEWCZYNKI

Martuś? Co ty robisz? Mówiłam, że masz z nikim nie rozmawiać.

DZIEWCZYNKA

Mamuś? Nic się nie bój, ten Pan jest ok, chciał mi dać lizaka...

CHŁOPTAŚ

(Zdenerwowany)

Co to za kobieta! Co ty sobie wyobrażasz siostro! On jest mój, łapy precz od jego pośladków!

MATKA DZIEWCZYNKI

Co Pan sobie wyobraża, małe dziewczynki napastować. Policja! Zboczeniec. Pomocy! Zboczeniec!

DŻWIĘK: ODGŁOS SZAMOTANINY. OKŁADA CHŁOPAKA TOREBKĄ.

CHŁOPAK

Ała, no co Pani...Ała! Za co!? Ja tylko...

MATKA DZIEWCZYNKI

Wynocha zboczeńcu, ale już!

DZIEWCZYNKA

Mamuś, powiedz temu Panu, że się pomyliłam. Mój numer gg to...

CHŁOPTAŚ

Co tam się dzieje. Walcz rybeńko, nie daj się tej zołzie. Każdy ma prawo do miłości! Walcz! Walcz!

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

MATKA DZIEWCZYNKI

MARTA! Natychmiast odłóż słuchawkę, ale już!

DŻWIĘK: ODKŁADANA SŁUCHAWKA.

MATKA DZIEWCZYNKI

A Pan wynocha, bo zadzwonię na policję!

DŻWIĘK: SZYBKO OTWIERANE DRZWI I TRZASK.

CHŁOPAK

(Zmęczony, zziajany)

Cholera, co za blok. I zaufaj dzisiaj ludziom...

Dobra, ostatnia próba. Raz kozie śmierć. Niech będzie... "13".

DŹWIĘK: DZWONEK DOMOFONU.

ZASPANA KOBIETA

Marek?

CHŁOPAK

(Zdziwiony)

Nie, Tadek.

ZASPANA KOBIETA

A, no to wchodź.

DŻWIĘK: OTWIERANE DRZWI.

CHŁOPAK

Uff

wtorek, 19 maja 2009

Banał na zimno raz!

Gotowanie to czynność, która mnie rozluźnia. Lubię to całe wymyślanie, mieszanie w garach, łączenie składników. Nigdy nie wiem, co z tego wyniknie. Jest tylko ostry nóż w dłoni, warzywka krojone w kosteczkę, muzyczka płynąca ze słuchawek i myśli błądzące po zakamarkach głowy (zwykle również stos brudnych garów i okruchy walające się po kuchni, ale kto by się tym przejmował, liczy się rezultat).

Podczas pichcenia pomysły pojawiają się nagle, wypełzają z zakamarków zwojów mózgowych, pobudzone zapachem ziół, przysmażanej cebulki i rozgniatanego czosnku. Mmmmmm, czujecie? Nawet, kiedy o tym piszę to pojawiają się pozytywne myśli. Mówię wam, spróbujcie, gotowanie to najlepsza metoda pobudzania kreatywności. Na mnie działa. Wczoraj też zadziałała, ot tak, podczas przyrządzania sałatki owocowej. Pojawiła się myśl. Nie głęboka, filozoficzna i odkrywcza, lecz prosta, trywialna i oczywista. Pośrednio dotyczyła pisania. Bezpośrednio? Hmm, życia. Ale po kolei.

Nie pamiętam, jak doszło do tego, że wolę przygotowywać sobie jedzenie sam. Może to jakaś trauma wyniesiona z kolonijnej stołówki, albo niezapomniane śniadanie, które zafundował mi tata, gdy mama była poza domem. Nie wiem, nie pamiętam. Istotne, że w kuchni radzę sobie całkiem nieźle (przynajmniej w tej części na prawo od zlewu). Na tyle dobrze, że odkryłem u siebie ostatnio ciekawą cechę (uwaga, teraz będzie pompatycznie). Słyszeliście o genialnych muzykach, którzy potrafią grać ze słuchu? Wystarczy, że raz usłyszą melodię i potrafią powtórzyć ją bez pomyłki. Partyturę mają w głowie (Beethhoven, który stracił słuch, był najlepszym przykładem). Wyśmienity kucharz, jak każdy artysta, także zna partyturę i wie, co z czym można łączyć, a jakie kombinacje mogą okazać się dla żołądka niestrawne. Co więcej, taki kucharz, potrafi wyobrazić sobie „kulinarną nutę” zanim ją jeszcze zagra. Nie żebym ja tak potrafił, na razie jestem na etapie nie łączenia dżemu z musztardą. Cały czas się uczę, eksperymentuje, szukam. Aczkolwiek zdarzają się przebłyski. W kuchni czuję się po prostu pewnie. Nawet, jeśli zdarzy się wpadka, to jest ona wyjątkiem od reguły. Na wojnie muszą być przecież ofiary.

Jak to się stało, że nauczyłem się gotować? Przecież, nie skończyłem szkoły kulinarnej (chociaż miałem zamiar), nie pracowałem w knajpie (poza jednym popołudniem, kiedy przewracałem naleśniki), mama, która nawiasem mówiąc jest doskonałą kucharką i sporo mi do niej brakuje, nigdy specjalnie mnie nie przyuczała do garów. Więc, jak? Jeśli udało mi się wyszkolić solidne podstawy w sztuce kulinarnej, to może w pisarstwie też jestem w stanie osiągnąć takie rezultaty? Przecież dzięki próbom i praktyce kulinarnej osiągnąłem etap, na którym jestem teraz.

Gdybym wtedy, w wieku ośmiu lat, nie przyrządził sobie pierwszej kanapki, to zjadłbym to, co było na talerzu. Gdybym następnym razem jej nie udoskonalił (tej kanapki), to byłaby tak samo nijaka, jak ta pierwsza – mdła, sucha i w ogóle do bani. Gdybym nie łączył różnych smaków i nie podpatrywał lepszych ode mnie, to stałbym w miejscu – kanapka byłaby już jadalna, ale nic poza tym. Gdybym bazował wyłącznie na gotowych przepisach i nie dodawał nic od siebie, to w życiu nie wyszedłbym poza ograne schematy. Analogia do pisarstwa jest więc oczywista.

Żeby dobrze pisać, trzeba jak najwięcej czytać i… pisać.

Wow, ale odkrywcze! Ostrzegałem, że będzie banał, lecz nie w tym sęk.

Z tej oczywistej prawdy zdawałem sobie sprawę już od dawna, lecz co innego o czymś wiedzieć, a co innego realizować założony plan. Dotarło to do mnie dopiero wczoraj. Dopiero gotowanie pozwoliło mi w pełni uświadomić sobie ową trywialną prawdę. Wiwat owocowa sałatka!

Zainteresowanym podaję kulinarną receptę na sukces.

„Banał na zimno”

Aby w życiu opanować jakieś umiejętności ( w tym przypadku warsztat pisarski), trzeba:
1. Po pierwsze, tego chcieć - pisanie musi sprawiać przyjemność, tak jak ma to miejsce w przypadku gotowania;
2. Po drugie, nie poddawać się i nie zniechęcać pierwszymi niepowodzeniami;
3. Po trzecie, uczyć się od mistrzów - smakować jak najwięcej literackich specjałów;
4. Po czwarte, ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć - łączyć słowa we frazy i zdania, tak, aby upichcić jadalną, a w przyszłości,smakowitą potrawę.

PS.
Ową błyskotliwą myśl zawdzięczam przystawce owocowej, której przygotowanie wymaga podjęcia następujących czynności:
1. Pokrój melona, jabłko i banana, w kosteczkę.
2. Polej owoce schłodzonym jogurtem naturalnym, prosto z lodówki
3. Posyp rodzynkami i wiórkami kokosowymi.
4.Delektuj się smakiem. Jammmi...

niedziela, 17 maja 2009

Filmowe klisze

Jeśli planujecie napisać scenariusz filmowy, który wpasuje się w hollywoodzkie standardy, to nie zaglądajcie na tę stronę: www.moviecliches.com
Jeśli natomiast chcecie napisać coś oryginalnego, to szczerze polecam.

Ja chyba zostanę stałym gościem tej strony.

niedziela, 10 maja 2009

Przeminęło z bombami

Tak jak myślałem. Artykuł o światach post apokaliptycznych, o którym wspominałem w ostatnim poście, wymaga "odkurzenia" przed prezentacją. Długie to, momentami przegadane no i ten styl...

Mam nadzieję, że od tego czasu poprawiłem trochę warsztat.

Przeglądając wspomniany artykuł natknąłem się na taki fragment:

W posępnej i szarej wizji apokalipsy jest również miejsce na śmiech i czarny humor, co udowadnia prezentowana w sieci seria krótkich komiksów pod tytułem Gone with the blastwave. Komiks pokazuje zniszczony świat przyszłości, targany wieczną wojną, rozgrywającą się pomiędzy trzema frakcjami –żółtych, niebieskich i czerwonych. Seria w zabawny sposób, pokazuje bezsens wojny oraz rozterki ludzi, którzy nie pamiętają już przyczyn wybuchu wojny, a w walce nie odnajdują najmniejszego sensu. Szczerze polecam ten komiks, pomimo (wydawałoby się) błahej formuły jest bardzo ciekawy.

Nic się nie zmieniło, komiks ciągle wart jest poznania. Znajdziecie go tutaj: www.blastwavecomic.com/

piątek, 8 maja 2009

Poligon

Drugi z komiksów popełnionych z Motsem.

Historia nazywa się "Poligon" i wysmażyliśmy ją na potrzeby magazynu internetowego Pandora. Jeśli dobrze pamiętam numer, w którym ukazała się historia poświęcony był światom postnukleranym. Tak, zgadza się. Do numeru napisałem jeszcze artykuł na temat komiksów poruszających tego typu tematykę. Jeśli odnajdę owo, wątpliwe stylistycznie dzieło, to podrzucę je na bloga.

























Rysunki: Mots
Script: Ja

Wiem, wiem... dialogi do poprawki :)

Żebrak

Dziś trochę archiwaliów.

Jakieś trzy lata temu nawiązałem współpracę z rysownikiem o ksywce Mots. Poniżej znajdziecie jedną z dwóch historii, jakie udało się nam stworzyć na początku naszej znajomości. Od tego czasu styl Motsa troszkę ewoluował, o czym możecie przekonać się zaglądając na mushroom-mots.blogspot.com

Nasza współpraca szybko się urwała. W przyrodzie jednak nic nie ginie. Właśnie odświeżyliśmy znajomość, kto wie, może znowu popełnimy jakąś planszę razem.

Fabułka nazywa się "Żebrak" i była pomyślana jako jedna z wielu (historyjki miały stworzyć cykl kilku planszowych komiksów o tematyce społecznej). Celem było pokazanie życia zwykłych ludzi zmagających się z problemami codzienności. Miał to być, swego rodzaju, niemy komentarz realiów, w których przyszło nam żyć.

Pomysłów miałem sporo. W formie scenariuszowej zapisałem dwa... Narysowany został jeden... Może czas wrócić do tej idei i poszukać rysownika...











Rysunki: Mots
Script: Ja