środa, 10 grudnia 2008

IT`S A BIRD

Gdy słyszycie słowo komiks, to co przychodzi wam na myśl? Kicz? Płycizna? Pożywka dla nielubiących książek? Mięśniak w obcisłych rajstopkach i marnej jakości rysunki? A może wprost przeciwnie - dobra rozrywka, alternatywa dla książek i kina (nie, zamiast ale „również”), poważne tematy i zapadające w pamięć grafiki…Hmmm…pewnie zależne jest to od waszych osobistych upodobań i tego czy w ogóle czytacie komiksy, czy uważacie, że „one” także mogą reprezentować sobą jakieś wartości.

Gdy ja słyszę słowo komiks to nie znaczy ono dla mnie nic specjalnego. Dopóki nie przeczytam danego komiksu nie jestem w stanie stwierdzić, czy nadaje się on na makulaturę, czy też mogę go bez wstydu postawić na półce z książkami. Bo komiks to forma, którą kształtuje artysta. Ważne jest to, co składa się na jego wnętrze, a nie jego zewnętrzną powłokę. Czytelnik nie powinien wstydzić się faktu, iż sięga po komiks, powinien wstydzić się gdy sięga po komiks mizerny i słaby pod względem treści czy rysunku. Dlatego właśnie czytam komiksy i staram się wyszukiwać takie, które przełamują ogólnie przyjęty stereotyp, że komiks to kulturowa pulpa, którą bez grymaszenia przełykają wyłącznie dzieci.

Gdybyście mieli wskazać komiks najbardziej popularny i charakterystyczny dla całego gatunku. Taki, którego bohater jest rozpoznawalny wszędzie na świecie, a jego przygody są potwierdzeniem komiksowego schematyzmu i trwają już od ładnych dziesiątek lat, to kto przychodzi wam na myśl? No kto? Pomysłów mogłoby być zapewne kilka, ale właściwa odpowiedź jest chyba tylko jedna – „Big S”. Znajomi znają go jako niepozornego i nieporadnego dziennikarza. W rzeczywistości jest jednak przybyszem z innej planety. Kosmitom o nadludzkich mocach, który w wolnych chwilach ratuje świat od zagłady wykorzystując swoje niesamowite zdolności. Potrafi latać, ma ogromną siłę, jest szybszy od samolotu, a wzrokiem potrafi topić metal i przenikać ściany. Mowa oczywiście o Clarku Kencie, szerzej znanym jako Superman.

Czy myślicie, że można stworzyć komiks wykorzystujący tą postać, a należący do grupy komiksów artystycznych? Otóż tak! Taki jest właśnie komiks, który chcę tu pokrótce opisać – „It`s a bird”.

Wyobraźcie sobie sytuację, że dostajecie zlecenie na napisanie nowych przygód Supermana i musicie zmierzyć się z tą komiksową legendą. Opowieścią, która zapoczątkowała komiksy o superbohaterach. Nadała im odpowiedni kształt i wyposażyła je w nieodzowne cechy tego gatunku. Czy po ponad 70-latach od ukazania się pierwszego numeru tej serii, można jeszcze napisać coś interesującego w tym temacie? Czy można wymyślić coś oryginalnego? Czy sprostalibyście takiemu zadaniu? Czy komiks o Supermanie może być godzien polecenia szerszej grupie czytelników, którzy na co dzień stronią raczej od obrazkowych historyjek? Takie właśnie pytania stawiają przed bohaterem swojego komiksu Steven T. Seagle i Teddy Kristiansen.

Głównym bohaterem komiksu „It`s a Bird” jest młody scenarzysta komiksowy, cierpiący na rzadką chorobę genetyczną. Czytelnik poznaje go w momencie, gdy dostaje on zlecenie na tworzenie nowych przygód Supermana. Legenda, z którą przychodzi mu się zmierzyć, okazuje się jednak ponad jego siły. Nasz bohater czuje się początkowo wypalony i bezsilny wobec nowego wyzwania. Podejmuje jednak walkę. Fabuła komiksu opowiada o zmaganiach bohatera z mitem, który reprezentuje sobą Superman, oraz chorobą, która zatruwa jego życie wszechobecnym strachem. Narracja komiksu poprowadzona jest w taki sposób, iż obydwie historie wzajemnie się przeplatają i uzupełniają tworząc ciąg wydarzeń, które wpływają na życie bohatera. Pierwszy wątek ukazuje prywatne życie bohatera, który boryka się z coraz nowymi problemami - dręczącymi go wspomnieniami z dzieciństwa, pierwszymi symptomami choroby, rozłąką z dziewczyną i rozpadem dotychczasowego życia. Czytelnik zapoznaje się z osobistymi przemyśleniami bohatera, dotyczącymi przemijania, śmierci i tego co w naszym życiu nieuniknione. Rysunki tworzone są za pomocą akwarel, wykorzystując kolory sepii oraz różnych odcieni niebieskiego i zielonego, które podkreślają narastającą depresję i niemoc bohatera.

Drugim motywem fabuły autorzy uczynili „przygody” Supermana, które tworzone są przez bohatera – to jakby komiks w komiksie. Są one zazwyczaj zainspirowane osobistymi zmaganiami młodego twórcy z szarą rzeczywistością i codziennymi problemami. Superman jest tu swego rodzaju alter-ego bohatera, na którego barki młody twórca przenosi swe własne porażki i problemy. W ten sposób autorom „It`s a bird” udało się to, co przez wiele lat próbowali osiągnąć różnymi zabiegami scenarzyści tworzący komiksy o Supermanie – uczłowieczyć go, pokazać, że ma te same problemy i wady, co przeciętny czytelnik jego przygód. Z SUPERczłowieka, przemienili go w SuperCZŁOWIEKA .
Każda z opowiastek o Supermanie opatrzona jest tytułem i narysowana jest inną techniką plastyczną, która dodatkowo uwypukla określone znaczenia i pozwala słowu wchodzić w ciekawe relacje z obrazem. Takich historyjek w komiksie jest kilkanaście. Każda z nich stoi na bardzo wysokim poziomie.
Autorzy potraktowali postać Człowieka ze Stali jako punkt wyjścia do analizy społeczeństwa, które powołało go do życia. Wykorzystując ikonę popkultury, jaką jest Superman, postanowili opisać zagadnienia, z którymi na pewnym etapie życia boryka się większość z nas: samotność („Fortress of solitude”), wyalienowanie ze społeczeństwa („The Outsider”, „Alien”), poszukiwanie swojej tożsamości czy ukrywania się pod różnymi maskami(„Secret identity”, „Perfect”, „Escape”). Znalazło się również miejsce na analizę takich uniwersalnych tematów jak sprawiedliwość („Justice”), odwaga („Courage”) czy przemoc („Power”). (Ta ostatnia historyjka jest moją ulubioną w całym komiksie i pomimo swej prostoty doskonale oddaje złożoność problemu).

Podsumowując: „It`s a bird” to komiks wielowarstwowy, pełen znaczeń i ciekawych refleksji. Ocierający się miejscami o filozofię i socjologię. Traktujący o współczesnym społeczeństwie i istocie człowieczeństwa. Opowiadający o alienacji i niemożliwości wykorzystania drzemiących w nas talentów oraz strachu przed chorobą i śmiercią. W doskonały sposób łączący słowo i obraz w spójną historię. Szczerze zachęcam do zapoznania się z tym komiksem. Niech nie odstrasza was postać Supermana, która niektórym może kojarzyć się z kiczem i masową produkcją. Zapewniam, że w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Autorom, doskonale udało się wykorzystać postać Supermana, jako punkt wyjścia do analizy wielu istotnych zagadnień społecznych.

TYTUŁ: It`s a bird
SCENARIUSZ: Steven T.Seagle
RYSUNKI: Teddy Kristiansen
WYDAWCA: Vertigo
ROK WYDANIA: 2004
ILOŚĆ STRON: 124
JĘZYK: angielski

OFICJALNA STRONA: www.dccomics.com/vertigo/graphic_novels/?gn=1630

INICJACJA

Dawno, dawno temu, istniała kraina, w której dostęp do komiksów był bardzo ograniczony – prawie tak bardzo, jak dostęp do „programu misyjnego” w telewizji publicznej. Mądrzy Panowie zajmujący się polityką i wychowaniem młodzieży uznali, że wszystko, co pochodzi z zachodu, należy trzymać z dala od milusińskich (dziś, nie wiedzieć czemu, zasada ta działa w drugą stronę). Historyjki obrazkowe jednogłośnie uznano za rozrywkę dla półgłówków.

Kraina, o której opowiadam, nazywała się PRL. Miałem sporo szczęścia, urodziłem się w momencie, kiedy komiksowa prohibicja, dobiegała końca. Oznaką zbliżających się zmian było zezwolenie na produkcję rodzimych historyjek, które miały być alternatywą dla zepsutych produktów zza zachodniej granicy. Miały one wpajać pozytywne wzorce, uczyć i bawić.

Pewnego dnia, kiedy odwiedzałem starsze kuzynostwo, przez przypadek natknąłem się na stertę kolorowych magazynów leżących w kącie (bynajmniej nie była to prenumerata „Świerszczyka”). I chociaż czytałem wówczas na głos, wodząc palcem po tekście, to obrazkowe historyjki wciągnęły mnie bez reszty. Powoli, sylaba za sylabą, wspomagając się ilustracjami, domyślając się treści zawartej w dymkach, przebrnąłem przez pierwszy komiks. Tak nastąpiła moja komiksowa inicjacja. Od tego momentu kolejne wizyty u kuzyna kończyły się zawsze pytaniem - mogę pożyczyć jakieś komiksy? Po czym bez opamiętania ładowałem po kilkanaście „Żbików”, „Tytusów” i „Relaxów” do maminej siatki. W ten sposób poznałem całą kolekcję kuzyna. Jednak ciągle było mi mało, chciałem więcej. Ten stan trwa do dzisiaj. Latka lecą, a ja dalej czytam komiksy i bynajmniej nie zamierzam poprzestawać na tym, co przeczytałem - szukam nowych: ciekawszych, odważniejszych w formie i treści, bardziej wciągających, poruszających tematy, które zaprzeczają komiksowym stereotypom. Czy znajduję? Sami się o tym przekonajcie. Właśnie po to jest ten blog.